Człowiek z fenomenalną techniką vibrato, która nie ma sobie równych, od 1990 roku gitarzysta Nocnej Zmiany Bluesa, doceniany przez czytelników gazet muzycznych - rozmowa z Markiem "Marasem" Dąbrowskim.
Jak zaczęła się Pana pasja muzyczna?
Mama opowiadała, że gdy byłem zupełnie małym brzdącem, to stawałem na przeciwko kapeli grającej na jakimś weselu, na którym byłem z rodzicami i naśladowałem gitarzystę trzymając w ręku kij od szczotki. Potem jak miałem 10-11 lat tata przyniósł do domu akordeon i tak mnie jakoś wzięło...
Od kija do szczotki do gitary - jak wyglądała Pana droga, czy był Pan samoukiem?
Byłem i jestem samoukiem. Jak wiadomo - człowiek uczy się całe życie. A żeby być w czymś w miarę dobrym i do tego uczyć się samemu, trzeba czasem "trenować" więcej od innych.
Jak to się stało,że trafił do Nocnej Zmiany Bluesa?
To był zupełny przypadek. Okazało się, że mieszkam na tym samy piętrze, co Sławek W. i kiedyś pożyczyłem od niego wzmacniacz, żeby wypróbować nowo nabytą gitarę elektryczną. Wtedy grałem jeszcze na basie w takiej toruńskiej formacji bluesowej, która nazywała się wtedy Tortilla Flat (teraz Tortilla). Sławek był zdziwiony, że gram na gitarze sześciostrunowej, więc nie przyszło mu początkowo do głowy zaproponować mi współpracę, ale jak się potem okazało, byłem jedynym, który sprostał oczekiwaniom "szefa", mimo że to była gitara akustyczna. To zupełnie inny instrument niż elektryczna, na której wtedy gralem. Po wielu latach naprawdę ciężkiej harówki udało mi się w miarę okiełznać ten piękny instrument. Teraz najbardziej lubię grać na akustyku, choć nie stronię od gitary elektrycznej jak i klasycznej.
Czytałam, że graliście support przed BB Kingiem w 1996. Czy to było duże wyzwanie dla was jako muzyków? Zjadał was stres?
Co do grania przed "Bibusiem" jak nazywał go Bruner ówczesny kontrabasista NZB - to niezapomniane przeżycie! Zdawałem sobie sprawę, że zagranie na jednej scenie i do tego na jego koncercie a nie na jakimś przypadkowym spędzie na festiwalu będzie dla mnie ogromnym wydarzeniem nie tylko muzycznym. Możliwość nie tylko grania z nimi, ale również zamienienie kilku słów, to dla takiego grajka jak ja, to jakby otrzeć się o muzyczne niebo. Wiem, że to może brzmi trochę naiwnie, ale gdzie, z kim i kiedy miałbym szansę spotkać tak wybitną i ważną muzycznie dla mnie postać, gdybym nie grał wtedy z "Nocnikami"? Tu trochę lansuję NZB ale i nie bez kozery, bo wiem, że gdyby nie upór i zadzior "szefa" to mogłoby do tego nie dojść. Myślę, że fakt witania BB Kinga w Polsce kilka lat wcześniej znacznie ułatwił całą sprawę. Co do samego koncertu - był doskonały! Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem, jak BB King gra na gitarze. Jego solówki były tak głośne i odważne, że zdębiałem. Pomyślałem sobie, wybacz BB, taki dziadek gra z takim czadem! Nie jeden głośno wymiatający heavy metalowiec mógłby bez żenady zdjąć kapelusz!
No właśnie - a kto był Pana guru muzycznym przez ten okres "ogrywania się w muzyce"?
Może zacznę trochę od tyłu. Okres posiadania jakiegoś guru mam już za sobą. Teraz pewne rzeczy muzyczne albo mi się podobają, albo nie. Są kamienie milowe które zawsze będą mi grać w sercu i duszy. Są takie utwory, których nie mogę słuchać, bo są tak doskonałe, że aż boli. Nie wiem, czy potrafię to wytłumaczyć. W związku z tym, że jestem samoukiem musiałem wiele muzycznych kwestii i problemów z tym związanych jakoś sobie wytłumaczyć, więc myślałem o tej muzie dniami, nocami, latami. Powiem więcej - mam to do dziś! I dla tego zdarza mi się czasami, że pewnych kawałków już nie mogę słuchać, bo siłą rzeczy myślę o nich analitycznie. A to już nie jest frajda ze słuchania nawet mistrzów. Zresztą, mistrzowie wiedzą o co chodzi... Przysięgam, że nie ma w tym nic z muzycznym szpanem. Nie jestem, nie byłem i nie będę szpanerem, bo się tym brzydzę! A co do początków... Hmm... Moich mistrzów było wielu. Trudno ująć to w kilku słowach. Myślę, że jak każdy ambitny początkujący gitarzysta zachwycałem się Hendrixem, Stevem Ray Vaughanem, Jurkiem Styczyńskim, Adamem Otrębą oraz wieloma wspaniałymi zespołami, które na pewno wywarły na mnie ogromny wpływ. To byli najpierw Beatlesi, których kocham do dziś, ZZ Top, Allman Bros., Lynnyrd Skynnyrd, Eric Clapton, BB King, Free - Poul Rodgers a przede wszystkim oczywiście Dżem, Perfekt i wielu, wielu innych, których nie jestem w stanie przytoczyć. Mógłby ktoś powiedzeć- czemu aż tak wielu? Nie wiem! Mnie podoba się wiele rodzajów muzyki, różne zespoły. Ważne, żeby fajnie, dobrze i ciekawie pokazywały to, co mają do zaoferowania.
Jest Pan gitarzystą docenianym przez pisma tj. „Gitara i Bas” czy „Twój Blues”. Myśli Pan, że zdobył Pan to, co chciał jeśli chodzi o muzykę?
To miłe, że o tym wspominasz. Zawsze będzie to dla mojej kochanej mamy sygnałem, że jednak nie zmarnowałem tej części mojego życia, które poświęciłem muzyce. Jakby to ująć? I tak i nie. Tak, bo otarłem się o wielki muzyczny świat. Spełniło się wiele z moich muzyczno-zawodowych marzeń. W pewnym sensie spełniłem się, ale też czuję pewien niedosyt. Są ludzie, którzy mi zazdroszczą, ale czasem nie wiem czego. Czasem jest to naprawdę ciężka robota - być takim, żeby inni mieli szacunek do tego co robisz i do tego co osiągnąłeś. To samo się nie stało. Prócz szczęścia potrzeba było mnóstwo pracy i wyrzeczeń. Nieudane związki, uzależnienia....Nie chcę o wszystkim mówić. Kasy się nie dorobiłem, ale mam pewność, że to co robię ma sens. I to co zdobyłem w tym "krótkim" czasie, to moja ciężka praca. Bo tak to jest. To jest praca. I proszę nie mylić pojęcia pracy z robotą. Zresztą moi koledzy z którymi gram od zarania (Grzesiu Minicz, Witek, Gruby) wiedzą o co chodzi.Czy zdobyłem? Tak! Wiele kobiet. Ogólnie bilans jest na zero - tyle samo zysków, co strat.
A jak wyglądała współpraca z Johnem Porterem i ze Zdrową Wodą?
Zachwycił mnie wczesny album Johna Portera "Helicopters" słuchaliśmy go bez przerwy z moim kolegą jeszcze w czasach szkoły średniej. Wówczas było to dla mnie naprawdę dzieło! Graliśmy, śpiewaliśmy, próbowaliśmy grać partie solowe. Czad! Byłem zachwycony. Więc w dniu, w którym ówczesny manager "Nocników" poinformował mnie, że jest możliwość, żebym zagrał w jego klubie "Piano" w Brodnicy jako towarzyszący Johnowi gitarzysta. Oczywiście zgodziłem się bez wahania! A co do Zdrowej Wody, to Marek Modrzejewski zaprosił mnie do nagrania partii solowych w jego projekcie pt."Zwierze". Ciekawe doświadczenie. Nieskromnie powiem, że udało mi się zagrać kilka dobrych solówek na tej płytce. Przynajmniej tak mówił Marek. Natomiast, nie wiem, czy coś dalej z tego wyniknęło. Może szkoda, bo uważam, że było to bardzo ciekawe muzycznie.
Zgodnie z piosenką NZB - "co to jest blues?"
Jestem malkontentem, więc nie wiem, czy moja odpowiedź mnie zadowoli. A co dopiero Panią? Blues, to taki rodzaj muzyki, który jest wszędzie. Mam na myśli muzykę ogólnie. Nie jestem i nie chcę być jakimś "ambasadorem muzyki najważniejszej", ale gdyby się dobrze i wnikliwie przyjrzeć...Przysięgam, że nie gloryfikuję i nie chodzi o to kto ma rację, ale czy nie było tak że: gdyby nie blues nie powstał by rock'n'roll? czy gdyby nie było rock'n'roll'a powstałby rock? czy gdyby nie było muzyki rockowej powstały by inne współczesne odmiany wszelakiej muzyki? Wiem, że to w dużym skrócie, ale gdyby się tak zastanowić to gram muzykę matkę. Matkę muzyk współczesnych. Nie zmienia to faktu, że uważam się za muzycznego kosmopolitę. I nie ja to wymyśliłem. Nie jestem totalnym bluesmanem, ale niewątpliwie blues ma ogromny wpływ na moje życie.
"Blues w sile wieku" - kiedy jest jego dobry czas dla muzyka?
Dla każdego muzyka jest czas dobry, lepszy i brak czasu. To taka niby złota myśl natenczas. A co do tytułu "Blues w sile wieku" - ja jakoś nie znajduję się w tym klimacie. Tzn. nie chcę mówić źle o swojej firmie, ale w pewnym sensie - mnie i nie tylko mnie już tam dawno nie ma. To pytanie, to raczej do szefa. Ja jestem jedynie w sile wieku a blues? Jest. Jest we mnie i zawsze będzie, bo ja już raczej się nie zmienię. A dla muzyka czas jest wtedy, kiedy trzeba grać.Przedstawienie musi trwać...
Czy nauka grania na instrumentach sprawia Panu tyle samo radości co koncerty i tworzenie?
Nie nauczam już od pewnego czasu. Nie mam do tego cierpliwości. Uważam, że jeśli ktoś naprawdę chce się nauczyć czegokolwiek, to trzeba mieć w sobie tyle samozaparcia, żeby znaleźć dla siebie chociaż chwilę dziennie, żeby czegokolwiek się nauczyć. Jeśli nauka języka obcego zajmuje przykładowo kilka godzin tygodniwo i po kilkunastu miesiącach prawie nie bełkoczesz, to myślisz, że z muzą jest inaczej? Z chemią, czy z geografią też tak będzie. A głupi rodzice - bo tak muszę powiedzieć - myślą, że jak zatrudnią "wybitnego" albo co najmniej znanego muzyka, to ich dziecko nauczy się w dwa miesiące. Potem biedny dzieciak słucha, jaki to nie zdolny. Nie każdy będzie lekarzem i nie każdy muzykiem - na szczęście. Ale każdy z nich może być słuchaczem - na szczęście. Także z nauczaniem, to dałem sobie spokój. A tworzenie... Hmm... wena przychodzi i odchodzi. Różnie to bywa. Chwilowo mam zastój. A koncerty, to jest wspaniała sprawa.
A jaką radę ma Pan dla początkujących muzyków czy zespołów?
Chcieć, to móc! Nie mam recepty na sukces, ale wiem jedno - i to nie dotyczy tylko muzyków. I 100 prób nie da ci tego doświadczenia, co jeden występ. Przed publicznością nie powiesz - "sorry, jeszcze raz, pomyliłem się" - to nie próba. Raz się wyłożysz i zapamiętasz! A takie doświadczenie zdobywa się tylko występując przed ludożerką, więc - grać, grać, nie poddawać się i jeszcze raz grać! Tylko z głową! Muzyka to też sztuka! Graj tak, żeby inni się zastanawiali - "jak on to zrobił?!" A jak już oszukujesz, to rób to tak, żeby nikt się nie poznał. To też sztuka. Jak mówiła moja mama - z ciebie synku to będzie niezły autysta!
Zdjęcie: liveshot.com.pl